sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 3 - Ile czasu potrzeba, by wybaczyć wszystkie błędy?


Dedykacja ponownie dla WhiteTiger, Księżniczki Karmen Elsette Dark IV i wszystkich komentujących <3 Dziękuję za takie miłe słowa! :D


I ja… No cóż, inaczej tego nie da się ująć… Zakochałem się.

Przyjaciele Rona gapili się na niego w osłupieniu. Szalony Rudzielec, który jeszcze nie dawno garnął się do Hermiony jest zakochany w kimś innym? Ta sama osoba, która jeszcze przed wojną nie potrafiła mówić o uczuciach właśnie wyznała im swoją miłosną tajemnicę? Cóż, Ron potrafił zaskakiwać. Najwyraźniej po ciężkich czasach i śmierci wielu bliskich, niezmiernie się zmienił.
Pierwsza odezwała się Ginny.
- To dlatego byłeś taki zamyślony po powrocie z Rumunii! Ron, to cudowna wiadomość! Mogę być chrzestną?! - wykrzyknęła rozradowana siostra.
Rudy momentalnie poczerwieniał.
- Ginny! - warknął.
Harry i Hermiona wydawali się być zszokowani informacją. Chłopiec, który przeżył zawsze sądził, że Ron nie ma przed nim tajemnic. Oburzony jego postawą, zapytał niezadowolony:
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?
- Harry, to nie tak, że ja ci nie ufam…
- Tak to wygląda - warknął.
- Ja po prostu nie chciałem, żebyś się ze mnie naśmiewał! - wyrzucił z siebie Ron.
- Ja?! Naśmiewał?! Czy ty już kompletnie oszalałeś?! Przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, możesz mi mówić dosłownie wszystko!
- Ja… Masz rację. Przepraszam Harry, głupio się zachowałem… - powiedział cicho Rudy.
- Stary, tylko się nie załamuj! I nie rób tak więcej, proszę.
- Jasne, dzięki - burknął zawstydzony chłopak.
Hermiona nie wiedziała co powiedzieć przyjacielowi. Była szczęśliwa, że wreszcie sobie kogoś znalazł. Jak również dlatego, że nie przeżywał ich rozstania aż tak bardzo, jak myślała. W niewielkim stopniu także martwiła się o Rona. Mimo tego, że był już dorosły, dość często zachowywał się jak mały chłopiec. Bała się, że popełni jakąś głupią gafę i straci szansę na dziewczynę. Albo, że ta sama go odtrąci. Całym sercem miała nadzieję, że wszystko mu się uda.
- Jeju, Ron, to wspaniała wiadomość! Mam nadzieję, że się wam powiedzie. Tylko nie zapomnij o nas, dobra?
- Jak mógłbym zapomnieć?! W końcu jesteście dla mnie najważniejsi! - odparł uradowany chłopak. Cieszył się, że Hermiona zareagowała optymistycznie.
Nagle Ginny zaklęła siarczyście.
- Już po szesnastej! - krzyknęła. - Wybaczcie, ale muszę was zostawić, bo jestem umówiona - powiedziała szybko. Uścisnęła Rona, pożegnała się z nim i wybiegła z Wieży bez żadnych dodatkowych wyjaśnień.
Harry zmarszczył brwi.
- Wiesz o co chodzi? - zapytał brązowookiej, na co ta pokręciła przecząco głową.
- Chyba muszę się powoli zbierać - powiedział Ron smutnym głosem. - Jak chcecie to umówimy się za chwilę przed szkołą, tam powinien już na mnie ktoś czekać. Ja tylko skoczę po kufer i do was dołączę - postanowił Rudy, po czym udał się do swojego dormitorium, a Hermiona i Harry ruszyli przed szkołę.
- Szkoda, że wyjeżdża - odparł ciemnowłosy, idąc z Gryfonką po zatłoczonych korytarzach.
- Będzie mi go brakować. Nasze Złote Trio bez niego to nie to samo. Mam tylko nadzieję, że sobie tam poradzi.
- Ja też.
Resztę drogi przebyli w milczeniu, każde z nich pogrążone we własnych myślach.
Gdy dotarli na miejsce zobaczyli mały powóz, ciągnięty przez dwa hipogryfy. Przed nim stał średniego wieku mężczyzna z ogromną białą brodą, czekający na przyszłego studenta. Rozmawiał z Hagridem, który z czułością głaskał przybyłe zwierzęta. Gdy tylko Olbrzym zauważył zbliżających się Harry’ego i Hermionę, rozpromienił się. Podszedł do nich, by po chwili wziąć ich w objęcia.
- Harry! Hermiona! Jak ja was dawno nie widziałem! Cholibka, gdzie te czasy, kiedy przychodziliście do starego Hagrida codziennie! Co was tu sprowadza?
Przyjaciele wyswobodzili się z objęć i z uśmiechami na twarzach opowiedzieli Hagridowi o wyjeździe Rona.
Olbrzym pokiwał smutno głową.
- A więc to on wyjeżdża? Na Merlina! Będzie go wam brakować, prawda?
Pokiwali głowami.
- Ale powiedział, że wróci na koniec siódmej klasy. Na szczęście, bo nie sądzę, żebyśmy dłużej bez niego wytrzymali. I… - Hermiona przerwała w pół słowa. - O wilku mowa! - powiedziała, wskazując ręką przed siebie.
Wszyscy spojrzeli w wyznaczonym kierunku. Ron szedł w ich stronę, a za nim lewitował kufer. Przybysz z Bułgarii pomógł chłopakowi włożyć bagaż do powozu. Po czym przyszedł czas na pożegnania.
Rudy podszedł do przyjaciół i uśmiechnął się smutno.
- Będę tęsknił - powiedział.
- My też będziemy. Strasznie. Pisz do nas! I nich sobie tam nie zrób! - odparła Hermiona, przytulając chłopaka.
- Powodzenia, stary. Wracaj jak najszybciej - Harry objął przyjaciela i poklepał go po plecach.
- I pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Nawet jeśli jesteś osobno, będziemy przy tobie. Złote Trio na zawsze razem, pamiętasz? - powiedziała Hermiona ze łzami w oczach.
Ron po raz ostatni przytulił się do przyjaciół, a następnie wsiadł do powozu.
- Szczęśliwej podróży - krzyknęła brązowooka do kierującego z uprzejmym uśmiechem.
Pojazd powoli zaczął wzbijać się w powietrze i oddalać. Ron wychylił się z okna i pomachał przyjaciołom.
Stali tam w trójkę, dopóki powóz nie zniknął za horyzontem. I Hermiona, i Harry wiedzieli, że teraz nie będzie tak samo. Nie jest łatwo ot tak przyzwyczaić się do przebywania bez osoby, z którą spędzało się czas od ponad siedmiu lat. Bez osoby, z którą posiada się tyle wspomnień. Bez kogoś bliskiego i ważnego dla siebie. Wcześniej nawet nie myśleli, że będą czuć się tak okropnie. Przyjęli wiadomość o wyjeździe Rona bardzo spokojnie. Wydawało im się, że nic im to nie będzie przeszkadzało. Teraz łatwo spostrzegli, jak bardzo się mylili.
Głoś Hagrida przerwał ich dołujące myśli.
- Cholibka, jak już się ciemno zrobiło. Wracajcie lepiej do szkoły, żebyście nie mieli później problemów.
- Cześć, Hagridzie - mruknęli cicho.
- Do zobaczenia, trzymajcie się - powiedział i udał się do chatki.
Harry i Hermiona powoli powlekli się w stronę zamku. Żadne z nich nie przerwało panującej ciszy. Nie była ona krępująca. Wręcz potrzebowali jej.
Gdy weszli do głównego holu, brązowooka przystanęła i powiedziała cicho:
- Muszę jeszcze coś załatwić. Idź sam.
Harry nie protestował. Kiwnął głową i krótko ścisnął przyjaciółkę. Oboje tego potrzebowali. Wymienili porozumiewawcze, smutne spojrzenia, mówiące “muszę pobyć sam”. Po czym rozeszli się.
Hermiona powoli ruszyła w przeciwną stroną od dormitoriów Gryffindoru. Zaczęła wspinać się po schodach, szukając w myślach miejsca, gdzie mogłaby pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Po chwili przypomniała sobie sytuację, również związaną z Ronem. Szósty rok. Dwa lata temu. Pobiegła do niewielkiego pomieszczenia, do którego z obu stron prowadziły wąskie schody. Niedaleko Wieży Astronomicznej. I płakała z powodu związku Rudego z Lavender. A potem znalazł ją Harry. Nie najpiękniejsze wspomnienie, ale przynajmniej dziewczyna wyznaczyła sobie miejsce.
Z każdym krokiem jej rozpacz bardziej się pogłębiała. Aż w końcu nie wytrzymała. Po jej policzkach zaczęły sączyć się łzy.
Na miejsce dotarła biegiem, dziękując Merlinowi za to, że nie spotkała nikogo po drodze.
Ciężko usiadła na kamiennych schodach i ukryła twarz w dłoniach.
Ron wyjechał. Wiedziała, że chłopak nie opuścił ich na zawsze, ale straciła możliwość bezpośredniego kontaktu z bliską osobą, co sprawiło, że miała ich coraz mniej. Z kimś, kto zawsze pocieszał i można było z nim porozmawiać dosłownie o wszystkim. Ta sytuacja w minimalnym stopniu przypominała jej śmierć. A cierpienia po śmierci bliskich zdążyła doświadczyć podczas wojny. W zdecydowanie zbyt dużym stopniu, jak na jej wiek.
Zaczęła wspominać wszystkie przygody z Ronem, a łzy zaczęły lać się jeszcze szybciej.
“On nie umarł. Opanuj się. Opanuj się. Opanuj się.” - powtarzała sobie w myślach.
Na nic się to nie zdało.
Nie było konkretnego powodu, dla którego wciąż płakała.
Po prostu miała taką potrzebę.
Potrzebę pomyślenia i popłakania sobie w samotności.
Ze łzami wyrzucała z siebie całe zło, które się jej przytrafiło. Wszystkie swoje żale, smutki, problemy. To, czego się bała i czego żałowała. Swoje tajemnice, którymi z nikim się nie podzieliła. To, co codziennie ukrywała pod postawą twardej Gryfonki.
Jedyne, czego w tamtym momencie pragnęła to samotności.
Jednakże los przygotował dla niej inną niespodziankę.
I już po chwili usłyszała stukot kroków na schodach.
Ktoś wszedł do pomieszczenia, ale Hermiona mało to obchodziło. Wciąż trzymała twarz ukrytą w dłoniach.
Nagle poczuła, że ktoś siada obok niej.
- Zaszczycisz mnie swym spojrzeniem, czy nie jestem godzien tego zaszczytu? - zapytał głos przesiąknięty ironią, który skądś znała.
Ciekawość zwyciężyła i Gryfonka uniosła wzrok i ujrzała niezmiernie przystojnego blondyna, z szelmowskim uśmiechem na ustach. Jednak zadowolona mina od razu zniknęła z jego twarzy, gdy zobaczył stan dziewczyny. Miała załzawione, całe czerwone od płaczu oczu, wyrażające ogromne cierpienie.
- Ej, Granger… co jest? - zapytał już znacznie łagodniejszym tonem.
- Nie twoja sprawa, Malfoy. Idź sobie - powiedziała stanowczo Granger i odwróciła wzrok.
“Jak nie idzie po dobroci, trzeba użyć radykalnych środków” - pomyślał Ślizgon.
- Rozmawiałem z Potterem - odparł.
- Ta wiadomość odmieniła moje życie, Malfoy. A teraz sobie idź - powiedziała łamiącym się głosem.
- Potter przyjął moje przeprosiny - kontynuował, niezrażony jej słowami. - I dość sporo rozmawialiśmy. Mówiłem mu, że ty ostatnio nawet nie chciałaś mnie słuchać. Powiedział, że ci się nie dziwi. Szczerze, to ja także się nie dziwię… Był podobnie załamany jak ty. I powiedział, że moja obecność poprawiła mu humor, o co nigdy by siebie nie podejrzewał. Więc dasz sobie pomóc, czy będziesz tak siedzieć w milczeniu?
- Malfoy, nie ufam ci - powiedziała cichutko.
- Cholera, Granger! Nie musisz mi od razu ufać! Chcę tylko cię przeprosić, kobieto! Ile czasu potrzeba, żebyś mi wybaczyła wszystkie błędy?! Nie będę się za tobą uganiał, nawet sobie nie myśl! - wykrzyczał głośno wściekły Malfoy, na co Gryfonka aż się wzdrygnęła.
- To sobie idź… - szepnęła.
Odpowiedziała jej cisza.
“Może wreszcie posłuchał” - pomyślała i odwróciła wzrok, by to sprawdzić.
Jednak jej oczy natrafiły prosto na stalowoszare, pozbawione wyrazu tęczówki blondyna, który nie ruszył się z miejsca.
Niedokładnie wiedział dlaczego nie poszedł. Coś kazało mu zostać przy tej dziewczynie.
- No co, Granger? Jednak ze mną porozmawiasz? - spytał.
Dziewczyna pokręciła głową i wlepiła wzrok w podłogę.
Siedziała tak i siedziała, od czasu do czasu spoglądając na Draco, aby zobaczyć, czy wciąż tam był. Minuty ciągnęły się niemiłosiernie długo i Hermiona była przekonana, że spędzili w tym miejscu bardzo wiele czasu. Kiedy już się do końca uspokoiła, postanowiła przerwać ciszę.
- Dlaczego nie poszedłeś? - zapytała cichutko.
- Bo nie cię tak nie zostawię. Po za tym chcę pogadać.
Dziewczyna przez chwilą zastanawiała się nad odpowiedzią. W końcu odparła:
- Nie chcę teraz rozmawiać.
- W takim razie przeniesiemy to na inny raz. Idziesz jutro do Hogsmeade?
- Chyba tak…
- No to pójdziemy razem.
- Słucham?! - zapytała zszokowana Gryfonka.
- To, co słyszałaś, Granger. Moja obecność poprawia humor, zobaczysz.
- A co jak się nie zgodzę?
- Zgodzisz się - odparł stanowczo.
- Nie ma mowy!
- Ładnie proszę - powiedział z sarkastycznym uśmiechem.
- Nie.
- Oj, Granger, to będzie tylko rozmowa…
- Nie.
- No dobrze. Czyli mam rozumieć, że tchórzysz?
I tu ją miał.
- Nie tchórzę! - wrzasnęła.
- Czyli idziesz? - zapytał ze zwycięskim uśmieszkiem.
- Idę - powiedziała stanowczo.
- A teraz grzecznie pozwolisz mi odprowadzić się do dormitorium. Jest strasznie późno.
- Poradzę sobie sama. Po za tym jest dopiero dwudziesta - prychnęła, jednocześnie wstając.
- Och, czyli znowu tchórzysz, bo ktoś nas może zobaczyć razem? - zapytał blondyn z tryumfem wypisanym na twarzy.
Dziewczyna tupnęła nogą ze złości.
- Chodź. Ale tylko do schodów - warknęła.
- Ehh, Granger, twoja gryfońska duma kiedyś cię zgubi - powiedział i również wstał.
- A co cię to niby obchodzi?! - krzyknęła.
- Nic, a nic - odparł wspinając się po schodach.
Szli w milczeniu przez puste korytarze. Dopiero w głównym holu pojawiło się sporo uczniów. Jak na komendę gapili się oni w oszołomieniu w dwójkę odwiecznych wrogów, którzy pojawili się idąc ramię w ramię.
Draco nachylił się do swojej towarzyszki i szepnął jej do ucha:
- Mam nadzieję, że nie stchórzysz, bo zamierzam zrobić tu niezłe przedstawienie.
- Malfoy, co ty… - nie dokończyła, bo chłopak złapał ją za rękę i pociągnął za sobą przez hol pełen zszokowanych spojrzeń uczniów. Wszyscy zamilkli i wpatrywali się w nich z szeroko utwartymi ustami. “Para Stulecia”, jak Hogwartczycy zwykli nazywać największych wrogów, a jednocześnie prefektów naczelnych i najlepszych uczniów ostatniego rocznika, Dracona i Hermionę (ku ich odwiecznemu niezadowoleniu), po raz pierwszy przejawiła do siebie cień sympatii. W końcu nie łatwo przyswoić do wiadomości, że Gryfonka - najmądrzejsza uczennica od czasów Roweny Ravenclaw, zbawczyni świata czarodziejów, dziewczyna z mugolskiej rodziny i słynna przyjaciółka Pottera trzyma za rękę króla Slytherinu - byłego Śmierciożercę, wrednego i sarkastycznego arystokratę, czystej krwi.
Gdy doszli do schodów po przeciwległej stronie, Draco zatrzymał się i powiedział głośno:
- Do jutra - po czym szybko cmoknął dziewczynę w policzek i odwrócił się na pięcie, by pójść do siebie.
Reakcja dziewczyny była na tyle szybka, że blondyn nie zdążył zbyt daleko zwiać.
- Malfoy, ty durna fretko! Jeszcze tego pożałujesz! - wrzasnęła na całe gardło. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.
Blondyn przystanął i z sarkastycznym uśmiechem zwrócił się w stronę Hermiony:
- Nie ma za co, skarbie! - krzyknął.
- Ty porąbany arystokrato z przerostem cholernych ambicji!
- Też cię kocham, Granger! - wrzasnął, posłał jej buziaka i puścił się biegiem w kierunku dormitorium Slytherinu.
Gryfonka także nie zamierzała dłużej tam zostawać, więc chwilę później wpadła do swojego pokoju, przygotowała się do spania i momentalnie zapadła w krainę Morfeusza.
Natomiast uczniowie, obecni w holu głównym, jeszcze długo nie kładli się spać. Połączyli się w grupki i żywo dyskutowali o szokującej sytuacji, która niedawno miała tam miejsce.
Hogwart dostał nową, idealną do plotek sensację.

                                                   ***


piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 2 - Początek czy koniec?

Serdecznie dziękuję za ilość wyświetleń i komentarzy pod poprzednim postem <3 Jesteście świetni. Rozdział z dedykacją dla wszystkich komentujących, a w szczególności dla WhiteTiger oraz Księżniczki Karmen Elsette Dark IV <3

Była piękna, słoneczna sobota. Zaskakująco ładna jak na początek listopada. Dzień wolny.
Mnóstwo uczniów wyległo na błonia w poszukiwaniu świeżego powietrza, relaksu czy chwili ze znajomymi. Zewsząd słychać było śmiechy i przeplatające się przez siebie rozmowy.
Dzień zapowiadał się wprost idealnie.
Z okazji zbliżających się prób do Balu Bożonarodzeniowego, nauczyciele nie męczyli swoich podopiecznych pracami domowymi. O dziwo, nawet szanowny Nietoperz, zwany także Mistrzem Eliksirów, czy Panem Zabijającym Jednym Spojrzeniem, ulitował się nad Hogwartczykami.
Choć uroczystość miała się odbyć dopiero pod koniec grudnia, przed przerwą świąteczną, już zaczynały się treningi. Wszystkie siódme klasy mają rozpocząć tańce, tuż po parze prefektów naczelnych.
Wszyscy niezmiernie ekscytowali się Balem; nawet ci, po których nie można by się było tego spodziewać…
Draco Malfoy szedł po błoniach z istnie idiotyczną miną, chcąc ukryć szeroki uśmiech. Mózg arystokraty był jednak magicznie przeprogramowany na myśli o tym, że będzie tańczył z Granger. Nie zamierzał zapraszać jej na ten bal, skądże znowu! Ale był prefektem naczelnym. Tak samo jak ona. A to oznaczało tylko jedno… Będą musieli rozpocząć cały bal i Granger na pewno się to nie spodoba.
Arystokrata ostatkiem sił powstrzymał się przed wybuchnięciem wrednym śmiechem na cały głos.
Jego plan rozwijał się w najlepsze. Był absolutnie pewny, że Gryfonka mu wybaczy. A jak nie.. Cóż, jego duma tak ucierpi, że dziewczyna na pewno pożałuje swojej decyzji.
Draco wypatrzył swoich znajomych na pobliskim kocu. Skierował się w ich stronę, nie kontrolując myśli, które wciąż, z niewiadomych dla niego powodów, płynęły do brązowookiej.

                                                                          ***


Hermiona od godziny próbowała zwlec się z łóżka. Niekoniecznie jej to wychodziło.
Karciła się w duchu za stan, do którego się doprowadziła. Chociaż mimo nie najlepszych skutków, wiedziała, że wczorajszy wieczór zapamięta na długo. Była kompletnie pijana i wyczerpana, ale szczęśliwa.
Gryfonka mogłaby leżeć tak całymi godzinami. W wygodnym łóżku i mięciutkiej, pachnącej pościeli… Niestety, przerwano jej. Usłyszała głośne stukanie w okno. Z cichym jękiem podniosła się do pozycji siedzącej. Na parapecie siedziała mała, brązowa sowa.
Hermiona sięgnęła ręką po różdżkę, która zawsze leżała na jej szafce nocnej, ale ta w tajemniczy sposób zniknęła. Dziewczyna poważniej zaczęła zastanawiać się co one wczoraj z Ginny wyprawiały.
- Czas użyć zdolności manualnych - mruknęła do siebie.
Opanowała tą sztukę niedawno, lecz dobrze sobie radziła. Wyciągnęła więc ręce przed siebie i siłą woli spróbowała otworzyć okno. Nic.
- Najwyraźniej do tego trzeba być w pełni świadomym - powiedziała niezadowolona.
Pokonując upartą wolę, pragnącą zostać w łóżku, powoli wstała i otworzyła okno. Sówka wleciała do dormitorium, zostawiła list na stoliku, po czym natychmiast wyleciała z powrotem, nie oczekując na napojenie czy nakarmienie. Zdziwiło to Hermionę, więc prędko otworzyła kopertę i pogrążyła się w czytaniu.

Droga Hermiono!
Piszę do Ciebie, ponieważ mam ważną wiadomość. Jutro opuszczam Hogwart i wyjeżdżam na studia. Zostało mi mało czasu, ale mam nadzieję, że zdążymy się spotkać i pożegnać. A także przeprosić za ostatnią sytuację. Czekam na Ciebie na Wieży Astronomicznej o 14;00. Inni też będą.
Wybacz, że piszę tak chaotycznie, ale naprawdę się śpieszę.
Do zobaczenia!
Na zawsze Twój,
Ron

Kartka była wyrwana z zeszytu i niechlujnie złożona. Wiele fragmentów zostało zamazanych przez nadawcę.
Pierwsza myśl Hermiony pognała do wzmianki o studiach. Ron? Studia? Nie, te dwa słowa nie do końca do siebie pasowały.
“Gdzie wyjeżdża? Czemu? Wróci? Jacy inni będą na tym spotkaniu? O co, do cholery, chodzi?!” - myśli dziewczyny pędziły z oszałamiającą prędkością.
To może być koniec ich przyjaźni lub początek czegoś nowego, nieznanego dotychczas dziewczynie. Nie sądziła, że Ron odejdzie na zawsze. Że to będzie smutny, bezpowrotny koniec. Koniec pewnej.. “zależności”, która między nimi istniała, tak. Początek nowych możliwości, znajomości. I oczywiście początek tęsknoty za przyjacielem.
Nie miała pojęcia, dlaczego Ron wcześniej nic o tym nie wspominał.
Wiedziała jedno - jeśli zaraz nie zacznie się ogarniać, niczego się nie dowie.
Podeszła do zegarka, który wyraźnie wskazywał godzinę trzynastą.
Chwilę później w pokoju Pani Prefekt Naczelnej rozległa się bardzo głośna wiązanka przekleństw.
Nagle drzwi do dormitorium dziewczyny otworzyły się z hukiem i stanęła w nich Ginny. Najwyraźniej ona też dostała list od Rona, bo trzymała w ręce rozdartą kopertę. Była już całkowicie rozbudzona i ubrana.
- Kurna, Herm, co ty najlepszego tu wyprawiasz?! - wrzasnęła. Po czym stanęła jak wryta, gdy zobaczyła w jakim stanie jest jej przyjaciółka. Niezmyty makijaż z wczorajszej zabawy, wielkie doły pod oczami, piżama tył na przód i rozczochrane włosy, sterczące na wszystkie strony.
Jedni poczuliby współczucie widząc taki obraz. Inni od razu zabraliby się do ogarniania przyjaciółki. Ale nie Ginny. Dziewczyna stała przez chwilę bez ruchu, a następnie wybuchła śmiechem. W końcu Rude to wredne.
- Dostałaś wiadomość od Rona? - zapytała Hermiona.
Ginny potaknęła głową, nie mogąc powstrzymać nieustannego chichotu. Nie zrobiła nic więcej.
- Pomogłabyś mi może, czy będziesz się tak gapić i śmiać? - warknęła zdenerwowana Hermiona.
- Nie wykrzywiaj tak swojej pięknej twarzyczki, panno Granger. Szkodzi to twej jakże cudownej w tej chwili urodzie! - roześmiała się Ginny.
“Pannie Granger o jakże cudownej w tej chwili urodzie” zajęło chwilę uspokajanie swojej przyjaciółki.
Gdy Ruda opanowała się, pomogła Hermionie doprowadzić się do stanu używalności.
O czternastej były już gotowe do wyjścia. Szybkim krokiem skierowały się do Wieży Astronomicznej.
Gdy znalazły się na miejscu spotkania, czekali na nich Harry i Ron. Uśmiechnęli się do dziewczyn i przywitali je krótkimi uściskami.
- Dobra, to teraz mów o co chodzi, Ron - odparła brązowooka.
- Po pierwsze ja… Przepraszam, Hermiono.
- Za co? - zapytała Gryfonka.
- Za to, że niedawno nie chciałem dać ci wolnej ręki. Znaczy się… Że nalegałem na nasz związek, choć sam już go dawno zakończyłem. Za to, że musiałaś przeze mnie cierpieć i zapewne zaczęłaś mnie wtedy nienawidzić. I za to, że byłem taki nachalny. Mam szczerą nadzieję, że mi wybaczysz - wyrzucił z siebie lekko czerwonawy na twarzy Ron.
Hermionie zaszkliły się oczy. Tak wielką ulgę przyniosły jej słowa przyjaciela.
- Och, Ron… - szepnęła, po czym rzuciła się mu na szyję. - Nigdy nie będę cię nienawidzić! Przecież jesteśmy przyjaciółmi!
- Czyli przyjmujesz przeprosiny? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak. Cieszę się, że zrozumiałeś swoje błędy.
- Ja też - powiedział, pocałował dziewczynę w policzek i odsunął się z zamiarem kontynuowania tematu studiów.
- Jak już pewnie wiecie wyjeżdżam. Dowiedziałem się o tym wczoraj, więc nie mogłem powiedzieć wam wcześniej. Wyjeżdżam do Rumunii. Do Charliego. Będę mu pomagał. Zdałem wczoraj egzamin i poszedł mi na tyle dobrze, że McGonagall pozwoliła mi wyjechać. Nawet się z tego powodu cieszyła, bo uznała, ze mam ogromną wiedzę na temat smoków. Oczywiście wrócę tu jeszcze, spokojnie. Przed końcem roku powinienem was odwiedzić.
- Wow, bracie, moje gratulacje! - krzyknęła uradowana Ginny.
- Będziemy tęsknić - odparł Harry, a Hermiona przytaknęła.
Przyjaciele jeszcze długo rozmawiali o wyjeździe Rona i wspominali stare czasy. Gdy postanowili się rozejść Rudy zatrzymał ich jeszcze na moment.
- Jest taka jedna sprawa… I chyba powinniście o tym wiedzieć. Ostatnio często pisałem z Charliem, a w wakacje odwiedziłem go na dwa tygodnie… Poznałem jedną osobę. Nazywa się Rose. Poznaliśmy się w wakacje, po wojnie. Teraz wciąż piszemy. I ja… No cóż, inaczej tego nie da się ująć… Zakochałem się.

                                                 ***

Przepraszam, że tak krótko, ale mam malutko czasu. Następnym razem będzie dłuższy rozdział. I zdecydowanie więcej Dramione :D
Pozdrawiam,
Wasza Kirrey <3

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 1 - Czy jedno słowo może zmienić wszystko?

               


       Hermiona Granger szła po pustym korytarzu Hogwartu z książkami w rękach. Rozmyślała nad przeszłością. Jeszcze niecałe pół roku wcześniej w tym samym miejscu kręcili się śmierciożercy. Ale na szczęście, dobra strona zwyciężyła wojnę. Harry’emu udało się pokonać Voldemorta i wyswobodzić świat czarodziejów. Wszystkie szkody wynikłe z Bitwy o Hogwart udało się naprawić. A więc rówieśnicy Harry’ego, Hermiony i Rona pojawili się ponownie w Szkole Magii, aby spokojnie dokończyć siódmy rok nauki. Byli w prawie takim samym składzie, jak wcześniej, nie licząc poległych - uczniów i nauczycieli. Ludzie powoli godzili się ze stratą bliskich i jak najlepiej korzystali z życia, co znacznie poprawiło atmosferę początku roku. Większość uczniów Slytherinu, pomagających Czarnemu Panu, została oczyszczona z zarzutów, więc już w pierwszych dniach września pojawiły się imprezy i różnorodne kawały.
Ich ostatni, siódmy rok zapowiadał się znakomicie. Gryfonka dobrze wiedziała, że zapewne już nigdy nie powróci do tej szkoły. Skończy się przesiadywanie w bibliotece i na błoniach, codzienne patrzenie na piękne widoki za oknami, rozkoszowanie się zapachem świeżego pergaminu, kibicowanie zawodnikom Quidittcha, uczniowskie imprezy, przesiadywanie w ulubionych miejscach w zamku i rozmyślanie…
Wkroczy w dorosłość. Trudną, bezlitosną dorosłość, w której będzie musiała walczyć o swoje.
Kto wie czy uda jej się znaleźć satysfakcjonującą pracę? Założyć rodzinę? Znaleźć tego jedynego?
Wiedziała, że jej rodzice będą ją wspomagać. Po tym jak Hermiona na nowo zwróciła im pamięć, stali się jeszcze bardziej oddani dla swojej córki. Tak szczerze, to Gryfonka nie chciała jeszcze być dorosła.
Dlatego postanowiła jak najlepiej spędzić czas w tym roku szkolnym. W jej OSTATNIM roku szkolnym w Hogwarcie.
“Oj, będzie się działo” - pomyślała, z delikatnym uśmiechem.
Hermiona była tak pogrążona w swoich myślach, że nawet nie zauważyła, gdy zza zakrętu wyłonił się idący szybkim tempem blondyn.  Po chwili okazało się, że on również jej nie spostrzegł, ponieważ wpadli na siebie z impetem i oboje się wywrócili.
- Cholera jasna! - warknął wkurzony chłopak, zbierając się z podłogi. - Uważaj jak łazisz… - urwał i spojrzał na stojącą już dziewczynę. - Granger?
- Cześć Malfoy - odparła z perfidnym uśmieszkiem. - Mówi się przepraszam.
Draco przez chwilę zastanawiał się, jak zareagować.
Po zakończeniu Bitwy o Hogwart postanowił się zmienić i przeprosić dawnych wrogów. Wojny już nie było, a on powinien poprawić sobie beznadziejny wizerunek, jaki sprawił mu świętej pamięci ojczulek. Nie oznaczało to, że zmieni się cały. Nigdy nie porzuciłby swojego wrednego charakterku. A jeśli już, to wątpił, żeby mu się to udało. Od dzieciństwa rodzice wpajali mu jaki ma być. Zimny, poważny i nie wyrażający uczuć. Nie myślał by się im sprzeciwić, by chociaż powiedzieć słowo, gdy się z nimi nie zgadzał. Jednakże teraz wszystko diametralnie się zmieniło. Jego ojciec został zamknięty w Azkabanie, a matka, od zawsze zależna i poddana swojemu mężowi mogła w końcu zająć się własnym życiem. Mimo tego, że zdecydowanie była lepszym rodzicem niż Lucjusz, Ministerstwo Magii postanowiło wysłać ją na terapię do Świętego Munga, by lepiej przystosować ją do normalnego życia. Teraz młody Malfoy nie był zależny od nikogo. W akcie wdzięczności za oczyszczenie go ze wszystkich, czy może też wyrzutów sumienia, do których bardzo niechętnie się przyznawał, zamierzał naprawić swojego dotychczasowe błędy. Zwłaszcza wśród Gryfonów, którym nieustannie uprzykrzał życie przez ponadsiedem lat. Odetchnął głęboko i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale dziewczyna minęła go szybkim krokiem i skierowała się w stronę drzwi od biblioteki.

“Nie mogę teraz odejść. Nie przy takiej okazji” - pomyślał Draco. Przeklinając samego siebie, krzyknął:
- Granger, zaczekaj chwilę!
“Nie no, tylko tego brakowało. Żebym się uganiał za jakąś nieznośną Gryfonką.” - krytykował się w duchu, choć wiedział, że musi to zrobić.
Dziewczyna niepewnie stanęła, a on podbiegł do niej i powiedział:
- Musimy pogadać.
- Pogadać, tak? Pogadać?! Jeśli chcesz mnie nawyzywać od szlam, to zrób to teraz i zostaw mnie w spokoju.
Szlama.
To słowo nie kojarzyło mu się zbyt dobrze.
Nie, nie może stchórzyć. Da radę. Przecież jest Malfoyem. Nie będzie nieśmiały, nie ma mowy. W końcu Malfoy zawsze dostaje to, czego chce.
- Nie Granger, ja chcę… przeprosić - patrzył jej prosto w oczy swoim twardym, nic nie zdradzającym spojrzeniem.
To, że dziewczyna zdziwiła się, to mało powiedziane. Przez chwilę na jej twarzy odmalowało się ogromne zaskoczenie, ale ostatkiem sił, opanowała się.
- A za co jeśli można wiedzieć? - prychnęła, starając się ukryć szok.
- Za to, że byłem twoim wrogiem. Za to siedem lat wzajemnej nienawiści. Za nazywanie cię szlamą i dokuczanie tobie, Wiewiórowatemu i Potterkowi. Za... za wszystko.
Teraz Gryfonka nawet nie próbowała nic ukrywać. Patrzyła się na niego z szeroko otwartymi ustami, nie zdając sobie sprawy, że Malfoy właśnie myśli jak uroczo dziewczyna wygląda w takim wydaniu, po czym karci się duchu.
Nie, ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Myśli Hermiony pędziły jak szalone, analizując zupełnie inne tematy: “Malfoy przeprasza. Nie, on nie umie. On nie może. Ale te jego oczy mówiły prawdę… Nie, jest zbyt wrednym Ślizgonem. I NIE PRZEPRASZA. Cholera, on się ze mnie naśmiewa. Oszust jeden.”
- Yyyyy… - planowała powiedzieć coś bardziej ambitnego, ale nie wyszło.
Draco już otwierał usta, żeby z wrednym uśmieszkiem walnąć jakimś tekstem, ale dziewczyna poczuła nagły przypływ złości i wyprzedziła go.
- Kłamiesz - powiedziała z zimnym spojrzeniem. - Malfoy, odwal się wreszcie od nas! I nie próbuj stosować na mnie tych swoich sztuczek, bo to i tak nie zadziała - powiedziała twardo i odwróciła się na pięcie, żeby wejść do biblioteki.
Już trzymała dłoń na klamce, z zamiarem otworzenia drzwi, gdy silna ręka objęła ją w pasie i odciągnęła za najbliższy róg. Po chwili ujrzała przed sobą Ślizgona z żądzą mordu w stalowoszarych oczach. Chłopak przycisnął ją do ściany i położył ręce po obu stronach jej ramion. Nachylił się delikatnie do ucha dziewczyny i wyszeptał:
- Nigdy. Więcej. Nie. Oskarżaj. Mnie. O. Kłamstwo. - W spontanicznym geście bezradności wziął do ręki jeden jej loczek i zakręcił go wokół palca. - Naprawdę przepraszam. - Popatrzył jej prosto w duże, miodowe oczy.
Spojrzenie Gryfonki zdradzało wszystkie uczucia, które w danej chwili odczuwała. Teraz dziewczyna była naprawdę wściekła.
Wyszarpała się z uścisku Malfoya i odepchnęła go, po czym bez żadnych wątpliwości spoliczkowała blondyna. Odszukała wzrokiem swoje książki, które leżały nieopodal,  podniosła je i zwróciła się w stronę chłopaka.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj, Maloy! Nie boisz się, że ubrudzisz się szlamem?! - warknęła. - Jeśli myślisz, że jednym bezwartościowym słowem uda ci się naprawić wszystko, co mi zrobiłeś, to naprawdę grubo się mylisz! - krzyknęła i pobiegła w kierunku schodów do dormitorium Gryffindoru.
- Granger, czekaj! - krzyknął za nią, ale ta zaczęła biec jeszcze szybciej. - Jeszcze tego pożałujesz!
Ale dziewczyna już zniknęła na schodach.
Draco westchnął zrezygnowany i wolno ruszył do swojego dormitorium.
Jak mógł zmarnować taką okazję?! Przecież jest Malfoyem i zawsze dostaje to, czego chce. Tak musi być i tym razem.
Przyśpieszył kroku, nie zważając na ludzi pojawiających się na korytarzach i witających się z nim. Nawet nie spostrzegł kiedy siedział już na swoim łóżku z ułożonym planem na przeproszenie „tej durnej, tajemniczej Gryfonki”, która nie chce mu wybaczyć. Nie będzie się przychylał ani wysilał. Co to, to nie. W końcu ciągle jest szanownym, wrednym panem Malfoyem. A Granger, mimo że wyładniała i leciała na nią połowa Hogwartu, ciągle jest przemądrzałą Gryfonką.
„Użyję tylko swojego uroku osobistego” - pomyślał blondyn optymistycznie i chwilę później odpłynął w krainę Morfeusza.

                                                                         ***

Hermiona zdyszana wpadła do dormitorium, które dzieliła z Ginny i rzuciła się na łóżko.
Jako Prefekt Naczelna miała własny pokój, ale załatwiła u McGonagall, aby Ruda mogła mieszkać razem z nią. Całe pomieszczenie dzieliło się na cztery części - sypialnia Hermiony, sypialnia Ginny, łazienka i salonik z kominkiem, stolikiem, kanapą i dwoma fotelami.
Na nieszczęście brązowookiej, współlokatorka była obecna i zaraz za nią wpadła do jej pokoju. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Odezwała się jak najdelikatniejszym głosem, na jaki było ją stać:
- Mionka... Co się stało, kochana?
Hermiona odwróciła się do niej tyłem, naciągnęła kołdrę na głowę i prawie niedosłyszalnym szeptem powiedziała:
- Malfoy...
Ginny wiedziała, że to jest drażliwy temat.

Przez pięć lat dziewczyna płakała za każdym razem, gdy usłyszała jak blond arystokrata wyzywa ją od szlam i nic nie wartych kujonek. Nienawidziła go. Dopiero na szóstym roku powoli zaczęła sobie z tym radzić.
Ale dziewczyna zawsze chciała być dla wszystkich jak najlepsza. Między innymi dlatego namówiła Harry'ego, aby uratował Malfoya z płonącego pokoju życzeń.
Między innymi...
Granger pamiętała jeszcze jedną rzecz.
Tą, która zniszczyła całe jej poczucie własnej wartości.
Tą, która zrujnowała jej spokój ducha, który tak długo tworzyła.
Tą, która męczy ją w koszmarach.
Męki u Bellatriks w Malfoy Manor.
Owszem, Draco tam był.
I byłby to kolejny powód, żeby go nienawidzić.
Byłby. Gdyby Malfoy był tam z własnej woli.
Ale on został zmuszony.
Zmusili go, żeby patrzył na to, jak jego ciotka torturuje Hermionę.
Był zapewne święcie przekonany, że dziewczyna nic z tamtej chwili nie pamięta, lecz ona pamiętała wszystko z drobnymi szczegółami.
A najbardziej w pamięci utkwiła jej scena dosłownie przed utratą przytomności.
Ta scena, w której Malfoy popatrzył jej w oczy swoimi zrozpaczonymi oczami, w których obficie płynęły łzy.
Draco Malfoy płakał. Z jej powodu. A na jego twarzy widniał taki ból, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziała, choć naprawdę wiele przeżyła.
Wiedziała, że od tamtej pory pewnie coś się zmieni.
Ale nie spodziewała się, że blondyn ją przeprosi.
Jej problem polegał na tym, że nie potrafiła ufać ludziom.
Po ciemnych czasach Voldemorta, po wszystkich zawodach, jakie musiała znosić, po kłamstwach osoby, której ufała, po bólu i rozpaczy, nie była już tą samą Hermioną, co wcześniej. 

- Hermi... opowiedz co się stało. Proszę.
Brązowooka niechętnie podniosła głowę i zaczęła mówić.
I tak minął im wieczór.
Opowiedziały sobie dosłownie wszystko, co leżało im na sercu.
Wiedziały, że mogą na sobie bezgranicznie polegać... i, że druga zawsze pocieszy tą pierwszą.
Ginny w roli pocieszycielki sprawowała się doskonale, więc już po chwili jej starań Hermiona nie mogła powstrzymać niekontrolowanego ataku śmiechu.
- Brzmisz jak lekko upośledzony królik - uznała Ginny, zaśmiewając się do łez ze śmiechu przyjaciółki.
- Osz ty! Ja ci zaraz pokażę upośledzonego królika w akcji! - krzyknęła Hermiona i rzuciła w Rudą poduszką.
Niedługo później bitwa poduszkowa przerodziła się w dwuosobową imprezkę i zabawę zaklęciami. W końcu każdy musi się kiedyś wyszaleć, prawda?
Około czwartej nad ranem dziewczyny uznały, że chyba trzeba iść spać.
Kompletnie pijane, co dziwnym trafem zdarzało się im coraz częściej, z włosami przefarbowanymi na sino-koperkowy róż, w męskich koszulach do kolan (które wyczarowały, żeby nie było), z majtkami założonymi na głowę i niezmiernie dziwnym makijażem upośledzonych królików na twarzy, dosnuły się do łóżek. W geście ogromnego zmęczenia i zdecydowanie zbyt dużej ilości alkocholu we krwi, momentalnie zasnęły, nie niepokojąc się jakie niespodzianki szykuje im następny dzień.


      ***

Hej, hej! Pierwszy rozdział już jest, jak widzicie ;D
Będę dozgonnie wdzięczna za jakikolwiek komentarze.
Pozdrawiam,
Wasza Kirrey <3